wtorek, 18 lutego 2014

rozdzial 11

usiadlam przed telewizorem i zaczelam uzalac sie nad swoim zyciem, jesc lody czekoladowe, idealne na zlamane serce.
i uslyszalam dzwonek w telefonie,
-halo?
-Katnis,
-Niall. Ja... dlaczego ode mnie nie odbierales!
-nie mielismy o czym gadac
-no chyba jednak mamy
-nie, nie mamy ksiezniczko,
-ma...
pi pi pi, rozlaczyl sie. s-u-p-e-r
nastepnego dnia w szkole go nie bylo, Li tez. Nie przychodzili do konca tygodnia, nie chcialam sie narzucac ale to juz przesada mosze do nich przjsc dzisiaj.
zapukalam do drzwi ich domu. jednak otworzyla mi jakis nieznajomy mi mezczyzna.
-moge w czyms pomuc?
-gdzie sa Li i Niall co z nimi zrobiliscie?
-poprzednia rodzina przeprowadzila sie..
-gdzie?
-sama sie ich zapytaj. dowidzenia
zamkna drzwi, a ja zeszlam po schodach chwile popatrzylam sie jeszcze na dom i wyszlam z podwoza.
to nie mozliwe Lil zadzwonila by do mnie, cos mosialo sie  stac, zniknela by tak bez sladu, bez pozegnania. moze po prostu nie chciala mi mowic, bo sie jej uczepilam. ale... i co ja mam myslec
wybralam numer Li trzy sygnaly cztery poczta dlosowa. co jest
wtedy uslyszalam dzwonek telefonu czym predzej odebralam aby osoba nie zmienila zdania, moze na prawde jestem taka upierdliwa
-halo
-czesc Kat
-Li, gdzie ty jestes
-ojciec nas zabral 3 dni temu
-gdzie?
-do Londynu, i nie wiem czy jeszcze z sie spotkamy...
-jak to?
-mowie, ze nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek sie spotkamy
-czemu?
-bo zostaje w Londynie
wtedy urwal sie sygnal, jak to zostaja w Londynie, czemu, po co? 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz