poniedziałek, 24 lutego 2014

rozdział 16 cześć 2

drogi pamiętniku,    niedziela

wszystko sie sypie, nie wiem czemu ale tak jest.
Niall robi z siebie gwiazde, Li ostatnio przestala miec dla mnie czas.  a wszyscy inni gapia sie na mnie jak na dziwadlo, hmmm w koncu teraz nim bylam...


wyrwalam kartke, porwalam ja na male kawaleczki i juz wiecej nie wracalam do tego tematu, moze mi sie to tylko wydaje?, albo to dluuugi sen? a raczej koszmar.
nalozylam niebieska bluzke i czerwone spodnie, i wyszlam z domu. 
poranny wiatr otulil moja twarz, zamknelam oczy  i jeszcze przez chwile raczylam sie chłlodnym powietrzem.
dlaczego nie moze byc jak dawniej? czemu ja tu w ogóle jestem?  aaa no tak moja mama i jej idiotyczne zachcianki.
jeszcze rok, tylko rok i wyjade z tego piekła. z moich rozmyslen wyrwal mnie znajomy glos, Jamesa
-czesc Kat!!!
-hej...-powiedziałam z przymusem, nie mialam ochpty teraz z nikim gadac.
-widze ze ci przeszkadzam, -spuscil glowe, widocznie smutny
-yyyy-glo=upio mi bylo powiedziec ''tak wlasnie'' wiec postanowilam milczec
-no to ja ide przepraszam
-nie, czekaj-sama sie dziwie sobie ze to powiedziałam- moze wpadniesz dzisiaj do mnie o 16?
-nie moge, niestety, ale dzieki za zaproszenie, skozystam kiedy indziej-puscil mi oczko, najwyrazniej jego dąsania sie juz minely.
poszłam do ulubionej kawiarni Li, zamowilam kawe i patrzylam sie w ich plaski telewizor. program byl mi kompletnie nie znany, kanaly muzyczne, z muzyka popularną, to cos zupelnie nie dla mnie.
-Lana Del Rey na 3 miejscu, w tamtym tygodniu na  MTV  miała 10.
odwróciłam sie, ale to nie byl James, Li, Zoe, ani Niall
-czy my się znamy?
-jeszcze nie...-popatrzyl sie na mnie-jestem Harry- jego burza brązowych loków opadała na czoło, oczy koloru zielonego, piekny usmiech odslaniajacy idealnie biale zeby, i... doleczki, jej.Pozwolilam chwile myślom pobładzic ale jako, ze chlopak dalej tam stal, mósiałam sie ocknąć
-Katniss
-milo mi- teraz dołeczki widziałam idealnie,znow sie rozmazylam. och
-od jak dawna tu mieszkasz?
-nie mieszkam, przyjechalem tu w odwiedziny do brata
-wiec gdzie mieszkasz
-w Londynie, raczej pod nim- usmiechnal sie, odwzajemniłam tym samym
-interesujesz sie muzyką jak widac
-tak, czasami cos tam pobrzdąkam na gitarze, posmiewam..
-śpiewasz?
-nie za bardzo... a ty?co lubisz robic?
-pisac-speszylam sie
-ale tak doslownie?
-nie-zasmiałam sie- jakies historie...
-książki?
-tak. o rany juz po 12. moszeisc
-odprowadze cie...
-nie, nastepnym razem, zadzwonie do ciebie, pa
chciałam juz isc, ale wtedy jego reka złapała mój nadgarstek
-tak?- spytłam grzecznie 
-jak mozesz do mnie zadzwonic skoro nie masz mojego numeru???
-a no tak...- zamieszałam sie, nie chce sie mu narzucac
-zapisz sobie- wtedy zaczal dyktowac szereg liczb, potem ja wymieniłam mu liczby z mojego numeru i poszłam.

 
 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz